wtorek, 31 grudnia 2013

Zawieszam bloga ;x

No więc na wstępie bardzo przepraszam.
Zawiodłam Was.
Ale ja potrzebuje przerwy.
Tak na prawdę, przepraszam.
Nie mam siły na nic.
Przepraszam.

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 1 ~ Wspomnienia

Rozdział dedykowany Rybci. <3
Króliczkowi <3
I Lubisiowi <3
Dziękuje za pomoc <3
Kocham Was ! <3

  Dziewczyna powolnym krokiem wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę domu. Lekko uchyliła drzwi i od razu dobiegł do jej uszu rozpaczliwy krzyk Olgi
- Oh, Violetta ! Skarbie jak ja Cię dawno nie widziałam. tak się stęskniłam - Violetta ledwo nabierała powietrza do ust.
- No dobrze Olga, bo zaraz mnie udusisz - Kobieta natychmiast odskoczyła od dziewczyny i przyjrzała jej się uważnie.
- Jesteś już taka duża i taka śliczna. Pamiętam jak byłaś taaka malutka - Olga gestykulowała rękami. Jeszcze raz mocno przytuliła Violette i skryła się za ścianą wchodząc do kuchni.
- Choć kochanie, umyjesz rączki i pomożesz mi nakryć do stołu - Vilu zaśmiała się perliście, po czym jak na rozkaz zjawiła się w kuchni i zaczęła pomagać Oldze w wcześniej wspomnianej czynności.
   Do domu wszedł German w towarzystwie Ramallo. Zostawili walizki przy drzwiach i zasiedli na kanapie.
- No Ramallo, jak tam umowa z Japończykami - Mężczyzna w beżowym garniturze poprawił się na siedzeniu i wyprostował palce.
- Wszystko idzie świetnie. Za niedługo wzbogacisz się dwukrotnie - German uśmiechnął się na samą tą myśl. Teraz jest pewien, że jego mała dziewczynka będzie miała wszystko co najlepsze w życiu.
      Przez drzwi powolnym krokiem do domu weszła Angie. Podeszła do stołu i na krześle ułożyła swoją turkusowo-beżową torebkę. Przeszła koło Germana, który siedział przy stole. Nawet go nie zauważając. Weszła do kuchni, nalała sobie szklankę wody, usiadła na krześle przy blacie i dopiero teraz podniosła wzrok. "Czy to duch ?"  ta myśl nie dawała jej spokoju. Przecież do niedorzeczne ! Duchy nie istnieją ! Przyjrzała się dziewczynie jeszcze raz. Krótkie kasztanowe włosy z lekkim ombre. Wielkie jak migały brązowe oczy. Smukły mały nosek. Pełne malinowe usta lekko pociągnięte bezbarwnym błyszczykiem. Długa szyja. Drobne ramiona. Chudy brzuch. Długie chude nogi. Czy to możliwe ? Czy Maria zmartwychwstała ? Nie to niedorzeczne ! A więc jak to wyjaśnić ? Dziewczyna wygląda tak samo jak jej siostra. Emocje się w niej gotowały. Skoro nie może to być Maria, to musi to być...
- Violetta ! - kobiecie poleciały łzy. Nie widziała jej od 10 lat. Jest taka sama jak jej mama. Tak bardzo brakuję jej siostry. Ma siostrzenice. Tak. Ma siostrzenice. Violetta podniosła lekko głowę. Spojrzała na Angie. Oczy jej się zaszkliły. W prawdzie im obu się zaszkliły. Jakie zaszkliły, one płakały. Płakały rzewnymi łzami.
- An-nng-giee - Violetta przestała płakać. Przetarła oczy rękawem od lekko pudrowego sweterku. Angie lekko przytaknęła głową. Zaczęły się śmiać. Śmiać płacząc. Były szczęśliwe, miały siebie. Nie potrzebowały niczego innego. Nie potrzebowały nikogo innego. Jednak. Ktoś musiał to zepsuć. Mężczyzna w czarnym garniturze. German. Dobrze zbudowany, przystojny. Angie podniosła wzrok. Czuła jak miękną jej kolana. Tak jakby były z waty. Długo nie czuła tego uczucia, bardzo długo. Ostatni raz towarzyszyło jej ono kiedy widziała go na lotnisku. Całe 10 lat temu. Wtedy widziała go po raz ostatni. Go i Violette. No właśnie...
- Gdzie jest Vilu ? -  Blondynka dopiero teraz przestała wpatrywać się w mężczyznę jej marzeń. Źle się z tym czuła. Przecież to mąż jej świętej pamięci siostry. To trochę chore. Zakochać się w mężu swojej zmarłej siostry. Niestety, uczucie którym go darzy jest silniejsze. Rozejrzała się po kuchni, nigdzie nie było Violetty...
- Wyszła na spacer około 5 minut temu - Głos Germana rozniósł się głuchym echem po jej głowie. Przez całe 10 lat nie słyszała jego głosu. był tak miły,ciepły. Chciała słuchać go bez przerwy. Lekko kiwnęła głową po czym ją spuściła i szybkim krokiem opuściła kuchnie. Nie wiedziała bowiem, że German ciągle ją obserwuje...

        Młoda brunetka spacerowała po słonecznym Buenos Aires. Nie była tu całe 10 lat. A jednak nic się nie zmieniło. Te same drzewa. Te same ławki. Ten sam park. Ten sam plac zabaw, na którym bawiła się z Karoliną. O właśnie ! Karolina. Jej też dość długo nie widziała. Bardzo za nią tęskniła, była dla niej kimś więcej niż koleżanką, przyjaciółką. Była dla niej siostrą. Mimo tego, że starszą o 2 lata to jednak siostrą. Tydzień temu widziała ją w wiadomościach. Jest modelką. Próbowała przypomnieć sobie jak wygląda. Blondynka. Chuda. Bardzo chuda. Długie nogi. Piękna. Proste włosy. Ideał. Po prostu ideał. A ona co ?. Cienkie trzy kolorowe włosy. Bez kształtów. Wielkie wyłupiaste brązowe oczy. Krzywy, niezgrabny nos. Chude jak szkapy nogi. Ohyda. Po prostu ohyda.
       Szła myśląc. Myśląc szła. O czym myślała ? O wielu rzeczach. O swojej mamie. O swoim tacie. O cioci. O babci. O Karolinie. O chłopaku ze swoich snów. Tak najbardziej myślała o nim. Nigdy go nie widziała, tylko w swoich snach. Te jego kruczoczarne włosy. Zielone oczy. Idealne kości policzkowe i żyłka. Skąd jego obraz w jej głowie. I to tak dokładny ? Nie wiedziała ona. Nie wiem ja. Nie wie nikt oprócz Boga. Tylko on to wie. Bóg wie wszystko.
       Spacerowała dalej, nie patrzyła przed siebie. Teraz myślała tylko o Karolinie. Ile by dała żeby ją zobaczyć. Tak bardzo za nią tęskniła. te ich wspólne wspomnienia. Tyle razem przeżyły. Były jak siostry.
Druga w nocy, szatynka nie może usnąć. Boi się zasnąć. Wieczorem oglądała horror. Był straszny. Strasznie straszny. Nie mogła zamknąć oczu. Bo widziała obraz potwora. Nie chciała budzić rodziców, bo jeszcze by zaczęli na nią krzyczeć, że takie rzeczy ogląda, a ona potrzebowała zrozumienia. Kogoś kto ją przytuli. Zwyczajnie przytuli. Wtedy właśnie mogła liczyć na Karolinę. Bez względu na to, która jest godzina ona przyszła, przybiegła, przytuliła, pocieszyła. Była jak anioł stróż dla sześcioletniej Violetty.


Blondynka siedziała w swoim pokoju patrząc przez okno na zewnątrz. Na podwórku bawiło się mnóstwo dzieci. Wszystkie wyglądały na zaprzyjaźnione. Tego jej brakowało. Brakowało jej przyjaźni. Natalia już dawno ją zostawiła, ale oczywiście Ludmiła dobrze wiedziała że nie traktowała jej jak przyjaciółki. Wstała z parapetu i powolnym krokiem skierowała się do szafy, by wybrać strój na dziś. Nie chciała dzisiaj się za bardzo wyróżniać. Ubrała się zwyczajnie. Chciała zobaczyć czy ktoś pozna ją bez cekinów, brokatu i różu. Chciała też wtopić się w tłum. Zobaczyć jak to jest być normalnym. Jednak i tak była smutna. Nie miała nikogo. Chciała się zmienić. Chciała, ale nie potrafiła. Ale nie mogła. Nie mogła pokazać tego w studio. Wtedy myłaby nikim. Postanowiła nie pokazywać w studio swojego humoru i z przylepionym uśmiechem ruszyła na pierwszy dzień zajęć. Gdy tylko minęła próg dobrze jej znanej szkoły powróciła jej chęć do życia. To było całe jej życie. Żyła muzyką. Ale nikt tego nie wiedział. Nikt nie wiedział jaka jest prawdziwa Ludmilla. A ona nie chciała, żeby inni wiedzieli jaka jest. Nie chciała by ktokolwiek dowiedział się że ma jakiekolwiek uczucia. Gdyby ktokolwiek dowiedział się o jej samotności, wszystko by się jej posypało. To ona przecież jest super gwiazdą szkoły, reszta ma się jej słuchać. Jeśli ktoś sprzeciwi się jej woli, od razu stanie się nikim. O tym każdy w studio wiedział, więc nikt nie wchodził jej w drogę. Rozejrzała się po szkole. Zobaczyła znajome twarze i kilka osób, których nie zna wcale. Wiedziała że za chwile trzeba będzie nauczyć wszystkich szacunku do Ludmiły Ferro, ale na razie sobie odpuściła. Powolnym krokiem przemierzała korytarz. Każdy przyglądał się jej ze zdziwieniem. Nie wiedziała o co chodziło. Ma coś w zębach ? Pryszcz jej wyskoczył ? A no tak, jest inaczej ubrana. Nie przejmowała się tym zbytnio i skierowała się do sali Beto, na lekcje. Wzrok wszystkich skierował się w jej stronę. Kiedyś sprawiłoby jej to przyjemność. Teraz czuła się niezręcznie. Wszyscy się na nią patrzą, a ona nie świeci, błyszczy. Spuściła głowę i zalała się rumieńcem. To do niej nie podobne. Ona nigdy się nie rumieni. Jest skałą. Skałą bez uczuć. Skałą, która nie wie co uczucia, która się nigdy nie rumieni. A teraz co ? Sama zadziwia siebie. Nigdy się nie rumieniła. No może kiedyś. Kiedy była jeszcze mała, prawdziwa. Nie udawała kogoś kim nie jest. Była sobą...
Młoda blondyneczka właśnie wstała z łóżka i szybko popędziła do łazienki aby przygotować się do pierwszego dnia szkoły. Miała teraz iść do pierwszej klasy. Ubrała czarną spódniczkę przepasaną paskiem z wielką kokardką i białą bluzeczkę. Po ubraniu się wesołym krokiem pobiegła do mamy ze szczotką w ręku.
- Mamusiu, mamusiu ! Zrobisz mi kitkę ? - Kobieta uśmiechnęła się pogodnie, wzięła od dziewczynki szczotkę do włosów i zaczęła czesać córkę. Gdy skończyła mała Ludmilla wskoczyła jej na ramiona i mocno przytuliła kobietę.
- Dziękuje mamusiu - Pocałowała rodzicielkę w policzek i w podskokach pobiegła do swojego pokoju po plecak. Szybko zbiegła ze schodów i złapała mamę za rękę. Ta otworzyła drzwi i razem z córką skierowała się w stronę samochodu. Ludmilla wyszła z pojazdu i szeroko otworzyła oczy. Przed nią stał ogromny, kolorowy budynek. Z jego wnętrza płynęła miła dla uszu muzyka. Dziewczyna kochała muzykę całym swoim małym serduszkiem. Już jako trzy latka udawała, że jest piosenkarką i śpiewała swoje wymyślone piosenka do szczotki, a jej mama ją nagrywała i cieszyła się z tego, że córka tak bardzo kocha muzykę. Złapała się kurczowo ręki rodzicielki i pociągnęła ją do środka. Nie wiedziała na czym uwiesić oko. Wszystko było takie kolorowe, interesujące. Skierowała się do pokoju nauczycielskiego. Lekko zapukała do drzwi. Uchyliła je i weszła do środka, wciąż trzymając rękę rodzicielki. 
- Dzień dobry, ja w sprawie zapisania córki do szkoły - Sara przywitała się z nauczycielami. Oni spojrzeli na Ludmille i jej mamę.
- Ludmilla, tak ? Twoja klasa znajduje się w sali 5. Wychodzisz z pokoju i korytarzem kierujesz się w lewo. Drugie drzwi i jesteś - Jakaś kobieta uśmiechnęła się pogodnie. Była to Angie, nowa wychowawczyni dziewczyny. Angie wzięła Ludmille za rękę i poszła z nią do sali, a Sara została w pokoju nauczycielskim i załatwiała formalności. Blondynka nie pewnie weszła do sali tuż po Angie. Wzrok wszystkich znalazł się na jej osobie. Wtedy po raz pierwszy oblała się rumieńcem. Powoli skierowała się do ławki, którą wyznaczyła jej nauczycielka. Miała usiąść koło jakiegoś chłopaka z wysoko podniesioną grzywką i wielkimi oczami. 
- Cześć - Jego głos odbił się głuchym echem po jej głowie. Zawsze bała się innych. Żyła w odosobnieniu. Nie chodziła do przedszkola, bo nie chciała. Ale niestety, teraz musiała pójść do normalnej szkoły. To pierwsza klasa. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Pierwszy raz miała nawiązać dialog z kimś w swoim wieku, a na dodatek chłopakiem. Czuła jego wzrok na sobie. Zdawało jej się, ze jest cała zalana potem. Musiała się przełamać. Chciała pokazać mamie, że da radę, że jej się uda. Chciała usłyszeć z jej ust "Jestem z ciebie dumna, córeczko". Tak. To było jej marzenie.
- Cze-ee-śś-ść - W końcu. Udało jej się przezwyciężyć strach. Odpowiedziała. Mogła być z siebie dumna. Pokonała swój lęk. Nawiązała kontakt z kimś innym, ale nie kimś z rodziny. Kimś zupełnie obcym. Kimś kogo widzi pierwszy raz. Szatyn uśmiechnął się perliście do Ludmilly i dodał z uśmiechem
- Śliczna jesteś - Czuła dreszcze po całym ciele. Nikt, oprócz Sary nigdy jej tego nie mówił. Czuła teraz, że może wszystko. Dzięki małemu chłopakowi i jego komplementowi czuła, że żyję. Teraz wiedziała, że coś znaczy.Trochę to dziwne. Dziewczynka bez przyjaciół. Można powiedzieć zakompleksiona. Została raz skompletowana, przez obcego chłopaka i nagle jest wszystko idealne. Wie, że może wszystko. Wiem, że trudno w to uwierzyć. Ja też na początku nie wierzyłam. Ale przekonałam się na własnej skórze, że jedna osoba może zmienić wszystko w naszym życiu. To był drugi raz w tym dniu kiedy się zarumieniła.
Na samo wspomnienie Ludmilla uśmiechnęła się pod nosem. Szkoda, że po skończeniu podstawówki nigdy już o nie spotkała. Tą złą stała się w szóstej klasie. Wtedy właśnie Brunet opuścił jej szkołę. Wraz z jego odejściem, odeszła ta dobra Lu.


****
Pozostawiam to bez komentarza. To miało być dłuższe i bardziej z sensem.Więcej wątków i wgl.
wyszło okropnie ;-;

Dziękuje za pomoc dziewczyną <3
5 komentarzy - nowy rozdział.
Jeśli przeczytałaś/łeś to skomentuj.
Każdy komentarz = wena ;D
papap ;*


      

środa, 4 grudnia 2013

~PROLOG~

Ten prolog jest dedykowany Mojej Żabci <3
Mojemu Debilowi i Ptysiowi <3

  Zwykła szesnastolatka dostała nową szansę od życia. Jej tato zmienił się diametralnie. Nie jest już  tak opiekuńczy jak wcześniej. Przeprowadzili się do nowego miasta, by zacząć "nowe życie". Violetta energicznie obgryzała skórki od paznokci. Właśnie lądowali, a ona panicznie się tego bała. Zamknęła oczy. Próbowała wyobrazić sobie coś miłego, coś co ją odpręży.
Usłyszała dobrze znaną jej melodie. Melodie do "te creo". Szła za jej dźwiękiem. Powoli tak jakby bała się upadku, zeszła po schodach. Była coraz bliżej tej melodii, tego dźwięku. Był tam. Siedział przy fortepianie i wygrywał kolejne nuty melodii. Po chwili dołączył do tego głos. Był on czysty, lekko skrzekliwy, ale zarazem tak miły, ciepły. Mogła słuchać go godzinami. Podeszła bliżej. Pierwszy raz widziała go wyraźnie. Wcześniej był jak za mgłą. Widziała wszystkie jego detale nawet te najmniejsze. Widziała jego zielone oczy. Jego kruczoczarne włosy. Jego idealne kości policzkowe. Widziała tą małą żyłkę, która wyskakiwała mu na czole i szyi gdy śpiewa. Widziała w nim wszystko. Widziała swoją miłość...
- Violetta ! Violetta ! Na boga Violetta ! - Po usłyszeniu swojego imienia obudziła się. Lekko rozkojarzona i rozmarzona mimo to myślała trzeźwo i skojarzyła fakty. Szybkim ruchem wyślizgnęła się z fotelu i wybiegła z samolotu. Nie zważała uwagi na to, że nie ma walizki ani taty przy sobie. Obchodziło ją tylko jedno ; wyszła z tej piekielnej maszyny. Skierowała swój wzrok na tatę. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z dwiema walizkami pod rękami. Zmierzał w jej stronę z niezadowoleniem namalowanym na twarzy.
- Violetta, możesz mi wytłumaczyć dlaczego tak nagle wybiegłaś z samolotu, nawet nie zabierając swojej walizki ? - German spojrzał na córkę wrogo. Nie rozumiał jej postępowania. Nagle, tak jakby go olśniło. Przecież jego córka boi się latać. Dziewczyna spojrzała na niego krzywo, czy to możliwe, że mógł o tym zapomnieć ?
- Nie było tematu, dobrze ? - German nerwowo podrapał się po głowie. Dziewczyna podeszła do niego, zabrała swoją walizkę i udała się do samochodu gdzie czekał już na nich Ramallo - kolega Germana.
Mężczyzna stał tak jeszcze chwilkę analizując to co się właśnie przed chwilą stało. Czyżby Violetta się na niego obraziła ? Co znowu zrobił źle ? Tylko zapomniał o taki szczególiku. Szczególiku, o którym nigdy zapomnieć nie mógł.
- Witam panienkę, jestem Ramallo kolega taty - Mężczyzna w beżowym garniturze wyciągnął dłoń w kierunku Violetty i uśmiechnął się przyjacielsko.
- Violetta, miło mi - dziewczyna uśmiechnęła się perliście i podała rękę Ramallo. Chwilę po tym do samochodu wszedł German. Przyjaciel rodziny odpalił samochód i zaczął jechać w kierunku nowego domu państwa Castilla gdzie czekała już na nich Olga z pysznościami...

***
Szczerze ?
Pisałam to 10 razy. publikowałam i usuwałam.
Teraz nie mam już siły więc tak zostanie.
Wiem, że badziewnie i wgl , ale wiecie. prolog jest zawsze najtrudniejszy. Potem idzie z górki :)
Pozdrawiam i liczę na komentarze ! :)
pamiętajcie one mnie motywują :)) 
Buźka ;**

niedziela, 1 grudnia 2013

One Part - Historia pewnej miłości...

- Mamo ! Mamo ! Opowiedz mi jak poznałaś tatusia ! - Tak jak co wieczór mała Esunia zadręczała swoją mamę pytaniami o to jak poznała jej tatę. Kobieta nie była zła, wiedziała jaką radość sprawia jej dziecku to, że opowie mu jak poznała swojego męża.
- Dobrze kochanie, idź umyj zęby i czekaj na mnie w pokoju, a ja za 20 minutek będę - Odpowiedziała po czym ucałowała córeczkę w czoło i gestem ręki pokazała jej aby poszła do łazienki. Camilla bez silnie opadła na fotel i zaczęła masować obolałe miejsce na czole. Mimo tego, że była młodą kobietą, migrena nie była dla niej łaskawa.
- Co się stało, księżniczko ? - Z transu wyrwał ją głos jej kochanego męża. Księżniczko, zawsze tak do niej mówił. Dlaczego spytacie ? Odpowiedz była prosta, bo dla niego była jego jedyną księżniczką.
- Espernza chcę, abym po raz kolejny opowiedziała jej jak się poznaliśmy. - Mimowolnie na te słowa, kobieta uśmiechnęła się perliście. Esunia była dla niej dosłownie wszystkim, no może oprócz kochanego męża. Pamiętała wszystkie szczegóły z życia jej córeńki, to kiedy wypadł jej pierwszy ząb, jakie było jej pierwsze słowo, pierwszy upadek na rowerze. Mimo tego, że Esperusia miała dopiero 4 latka to w swoim życiu miała wiele przygód.
- Szczerze mówiąc, też chętnie posłuchałbym, od jakich idiotów mnie wyzywałaś - Za to właśnie Camilla kochała swojego męża, za poczucie humoru, które nie opuszczało go w każdej sytuacji. Kobieta uśmiechnęła się do męża pogodnie.
- Takich rzeczy nie mówię naszej córce, bo nie skończyłabym opowiadać do jutra. - Camilla bardzo lubiła droczyć się z mężem, to dawało jej takie uczucie spełnienia. Z natury była porywczą osobą, więc w jakiś sposób musiała się "wyszaleć".
- Haha, no tak nie pomyślałem, ale i tak przyjdę posłuchać jak opowiadasz - Puścił żonie oczko i odszedł do kuchni. "Dureń" pomyślała, "ale i tak kocham go bardzo mocno".
   Dało słyszeć się otwierające się drzwi, co było jednoznaczne z tym, że mała Espera wyszła już z łazienki i skierowała się do pokoju. by posłuchać tak jak co wieczór opowieści swojej mamy.
- Jeśli chcesz posłuchać jak opowiadam, to radzę ci się spieszyć. - Kobieta poganiała męża. Weszli do pokoju powoli otwierając drzwi. Dziewczynka już leżała przytulona do poduszki i czekała na opowieść.
- Ooo tatuś, co ty tu robisz ? - Mała od razu gdy zobaczyła swojego tatę, zadała mu pytanie. Rzeczą jasną było to, że nigdy nie przychodził by posłuchać tej zakręconej opowieści.
- Jak to co kochanie ? Przyszedłem posłuchać mamusi. - Mężczyzna usiadł koło córeczki pocałował w czółko i mocno objął ramieniem. Esperanza była dla niego drugim oczkiem w głowie, pierwszym oczywiście była jego księżniczka.
- No więc zaczynam - Odezwała się po chwili przemyśleń, jak to było Camilla.
                                                 ~~ Historia pewnej miłości ~~
(Historia będzie opowiadana w formie bajki na dobranoc w narracji trzecioosobowej)

 Żyła sobie kiedyś pewna dziewczynka, która w skutek kłótni małżeńskiej jej rodziców przeprowadziła się z mamą do innego, kompletnie jej nie znanego miasta.
- I jak podoba Ci się w Buenos Aires ? - Pytanie jej mamy odbiło się głuchym echem w jej głowie, ponieważ zajęta była przyglądaniem się pięknemu miastu. Zachwycało ją dosłownie wszystko.
- Mamo ! Mamo ! A będę chodzić tu do szkoły ? - Jedyne zdanie, które dziewczyna wypowiedziała przez ostatnie 4 godziny. Clara, bo tak nazywała się jej mama. Uśmiechnęła się pogodnie, pogłaskała córeczkę  po włosach i odpowiedziała czułym głosem.
- Oczywiście kochanie. Zaczynamy wszystko od początku - Na słowa swojej rodzicielki Camilli rozszerzyły się oczy. "Zaczynamy wszystko od początku..." Nie zna tu nikogo. Może być kim tylko chce. To jak marzenie, dostanie drugiego życia. Dziewczyna była wdzięczna losowi za to, że dał jej taką szansę.
 - Witajcie drogie dzieci na rozpoczęciu nowego roku szkolnego ! - I nagle zaczęły się szmery hihy i inne rzeczy. Tylko jedna mała dziewczynka o wielkich brązowych oczach i długich kasztanowych włosach stała sama w kącie. Była wyjątkowa, lecz nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Miała dołączyć do klasy Vd. Niepewnie weszła do sali. "Wdech i wydech" te trzy wyrazy ciągle chodziły jej po głowie. Pierwszy raz w życiu zmieniała szkołę. Bała się, bała się okropnie. Nie wiedziała czy nowe koleżanki ją polubią. Nie wiedziała czy jej nowa wychowawczyni jest fajna. Nie wiedziała czy znajdzie tutaj jakąś pokrewną duszę. Nie wiedziała nic. kompletna pustka.
Dyrektorka rozkazała dzieciom pójść do klasy. Camilla nie orientowała się za kim ma tak w ogóle pójść. Nagle ktoś na nią wpadł. Upadła.
- Jak łazisz deb... - Już miała wyzwać nowo poznaną osobę, gdy w porę ktoś odciągnął ją na bok. Była to wesoła szatynka w kropkowanej sukience.
- Ty jesteś nowa co nie ? - Dziewczyna zapytała się, a w jej oczach zaczęły skakać małe iskierki.
- Ta-aa-ak - Camilla lekko się zawahała. Ta nowo poznana dziewczyna, była trochę przerażająca...
- Ja jestem Francesca, ale mówią mi Fran. A ty jak się nazywasz ? - Uśmiech ani na sekundę nie znikł z twarzy Francesci. Wpatrywała się w Camille czekając na odpowiedź, wręcz pożerała ją wzrokiem.
- Jaa-aa jjj-eee-ssstem Ca-aa-mii-lla - W końcu udało jej się odpowiedzieć na pytanie Włoszki.
- Widzę, że jesteś nieśmiała. Nie martw się nasza klasa jest super, mówię ci - uśmiechnęła się pogodnie. Camilla poczuła w pewnym sensie ulgę. Ulgę, że już po około 5 minutach od przyjścia do nowej szkoły, poznała bratnią duszę.
  Rozpoczęcie roku zakończyło się, a mała Camilla bezsilnie opadła na swoje łózko. W tym jednym dniu, spotkało ją tyle rzeczy...
- Co się stało, kochanie ? - Jak zawsze z głosem czułym i pełnym troski Clara zadała pytanie kasztanowłosej. Camilla przypatrywała się chwilę nieżywym wzrokiem swojej rodzicielce po czym przymrużyła podejrzliwie oczy.
- Powiedz mi mamo, dlaczego to akurat mnie spotkało takie szczęście ? Mogę zacząć moje życie od nowa. Już pierwszego dnia poznałam bratnią duszę. Jak to jest, że ja na przykład mam takie szczęście, a inne dzieci nie ? Dlaczego ja, która nie zawsze była grzeczna dostała taką szansę, a inne o wiele grzeczniejsze dzieci nie ? - Mimo młodego wieku dziewczyna była bardzo mądra. Nie jednego starszego już człowieka umiała "zgasić" swoim intelektem. Clara westchnęła głośno.
- Widzisz kochanie, jest to spowodowane tym, że Bóg dla każdego ma coś wspaniałego, coś o czym każdy marzył. Niektórzy dostaną to wcześniej, niektórzy później, a jeszcze inni nie dostaną tego w ogóle...
- Jak to nie dostaną ? Mówiłaś, że Bóg ma coś niezwykłego dla każdego... - Camilli zaszkliły się oczy. Była na siebie zła, że zabrała innym szczęście na które, jak sama sądziła nie zasługiwała.
- Po prostu, nie zawsze wystarcza na to czasu. Niektórzy ludzie są za bardzo zabiegani i nie dostrzegają różnych wartości takich jak na przykład wiara - Clara próbowała jak najłatwiej wyjaśnić to swojej córce
- Nie rozumiem, mamusiu. Czy chcesz przez to powiedzieć, że ludzie którzy są przepełnieni pychą nie zauważają tego ? Że to dostają, ale są zbyt ślepi żeby to dostrzec ? - Rodzicielka z wrażenia otworzyła szerzej oczy i buzię. Czy możliwe jest to, że jej własna córka jest mądrzejsza od niej ? Sama nie wpadła by na to żeby w taki sposób to wyjaśnić. Kolejny raz Camilla ją zaskoczyła...
- Tak kochanie, możliwe jest też to, że ludzie umierają w skutek różnych chorób i czynów innych osób, co jest jednoznaczne z niedoczekaniem tej "niespodzianki" - Clara ucałowała swoje dziecko w czoło i wyszła z pokoju cicho szepcząc "dobranoc, księżniczko"
- Dobranoc mamusiu... - Cichy głos Camilli odbił się echem po ścianach jej pokoju. I już po zaledwie kilku sekundach udała się do krainy Morfeusza. Mimo tego, że była w ubraniu, spało jej się bardzo dobrze...
  Następny dzień już od samego początku nie zapowiadał się miło. Camilla o mały włos nie spóźniła się na pierwszy dzień szkoły.
  Powoli weszła do klasy, a wzrok 19 osób wlepił się w nią niemiłosiernie. Chciała stamtąd uciec. Biec przed siebie, byleby być jak najdalej od tamtego miejsca. Ale nie mogła.Obiecała mamie, że się postara, zaprzyjaźni. Obiecała..
  - Hej, Camilla ! - Wesoło Włoszka podbiegła do wystraszonej dziewczyny. Na twarzy kasztanowłosej pojawił się nikły uśmiech. Cieszyła się, że Fran ją pamięta.
- Hej, Francesca tak ? - Musiała się o to zapytać. Co by było gdyby pomyliłaby ją z kimś innym ? Dlatego zawsze trzeba mieć pewność.
- Nie Święty Mikołaj, wiesz ? - Poczucie humoru dziewczyny dało o sobie znać. Camilla roześmiała się perliście. Teraz już wie, że Fran to jej prawdziwa bratnia dusza...
- Tylko tak żartowałam, opowiesz mi o waszej klasie ? - Jednak.. Ciekawość wzięła górę. Pytanie, które dręczyło Camillę od dłuższego czasu. Musiała je z siebie wydusić. Musiała...
- Nasza klasa jest ogólnie fajna, tylkooo ... - Włoszka ciągnęła ostatnie słowo niemiłosiernie, a u Camilli zaczęły pojawiać się pierwsze krople potu. Sama nie wie dlaczego, ale obawiała się tego co zaraz usłyszy od przyjaciółki.
- Tylko co ...?! - Strach. Strach opanował ją od środka. Chociaż nikt nie wie dlaczego i czego się bała. Ona sama nie potrafiła tego wyjaśnić, to było zbyt trudne do pojęcia nawet dla niej.
- Spokojnie - Francesca uspokoiła Camillę. - Tylko uważaj na tamtego tam - Dziewczyna wskazała palcem na wysokiego, przystojnego bruneta.
- Kto to ? - Kasztanowłosa zapytała takim głosem jakby zaraz miała się rozpłynąć. Francesca spojrzała na nią krzywo.
- Nawet o tym nie myśl ! To Andres największy podrywacz w szkole. - Słowa Włoszki dobiły dziewczynę. Dlaczego akurat taki koleś musiał się jej spodobać ?
  Pierwsza lekcja - Polski. Pani sadza uczniów do ławek według własnego upodobania.
- A koło Andresa usiądzie.. - I nagle cisza. wszystkie dziewczyny wręcz wyrywają się, by to je wybrała. Tylko dwie nie. Camilla i Francesca. Francesca i Camilla. Tylko one zostały nieugięte i nie dały ponieść się "pokusie".
- Camilla... - Głos nauczycielki rozniósł się głuchym echem po sali od polskiego. Ale jak to ? Że niby ja ? Camilla nie mogła w to uwierzyć. Ona taka biedna łatwowierna miała przesiedzieć całe 45 minut  razem z nim w ławce ? Uda jej się nie poddać pokusie ?
- Wierzę w ciebie, a teraz idź - Francesca wyszeptała przyjaciółce kilka słów na otuchę i lekko popchnęła w stronę Andresa.
  Kolejne minuty lekcji ciągły się w nieskończoność. Dziewczyna nie mogła doczekać się tak upragnionej przerwy. Gdy ona nastąpi będzie mogła uwolnić się z sideł tego pożądania. Nienawidziła siebie jeszcze bardziej za to, że musiała się zauroczyć  takim kimś. Czuła też nienawiść do nauczycielki, dlaczego akurat ją koło niego posadziła, a nie na przykład Emme Wiskon ? Przecież ona tak pożerała Andresa wzrokiem. Niemożliwością było to, że pani Barry nie zauważyła tego. A może właśnie dlatego, że tylko Camilla nie patrzyła się na niego tak jak inne dziewczyny, nauczycielka postanowiła posadzić ją koło niego. Niestety kobieta pomyliła się okropnie, bo to właśnie Camilla gdyby tylko mogła zjadłaby go w całości. Niefortunny błąd nauczycielki zapoczątkował głębsze uczucie....
  - Mamooo ! Ten dzień był okropny ! - Już od samego progu dziewczyna narzekała na dzisiejszy dzień.
- Co się stało kochanie ? Nauczyciele ci dokuczają ? Dziewczyny cię obgadują ? - Troska Clary bardzo pomagała Camilli. Dzięki niej wiedziała, że dla kogoś jest kimś ważnym.
- Nie mamusiu, tylko głupia pani od polskiego posadziła mnie w ławce z Andresem. To nie fair ! - Złość kasztanowłosej można było wyczuć na sto kilometrów. Była bardzo zła na nauczycielkę.
- Podoba ci się, prawda ? - Camilla spaliła się rumieńcem po czym tak spojrzała na mamę, że gdyby wzrok mógł zabijać Clara leżałaby już martwa. Rodzicielka roześmiała się z reakcji swojej córki, ucałowała ją w czoło i bez zbędnego komentarza opuściła pokój Camilli.
    Następny dzień zapowiadał się obiecująco. Niestety. Pierwszą lekcją Camilli był polski. Musiała usiąść koło niego. Dzwonek zapowiadający tę lekcję był dla niej jak wyrok śmierci. Już prawie zalana łzami udała się do klasy i zajęła koło niego miejsce w drugiej ławce od biurka, koło drugiego okna po lewej stronie.
- Czemu się do mnie nie odzywasz ? - Odezwał się do niej. przeszły ją ciarki. Sparaliżowało ją od środka. Nie mogła nic powiedzieć. Odwróciła głowę w drugą stronę. Patrzyła się przez okna, próbując o nim nie myśleć. Nie myśleć o tym, że przed chwilą się do niej odezwał. Nie myśleć o tym, że teraz lustruje ją wzrokiem. Nie myśleć o tym, że tak bardzo go kocha... Teraz właśnie w niej. W środku. Toczyła się walka między sercem, a rozumem. Serce mówi to co jest prawdą, to co ona właśnie chcę. Natomiast rozum... On się myli. Próbuję odpędzić od siebie, od niej to co jest prawdą. Próbuję odpędzić rządzę spojrzenia w jego oczy. Wyznania mu uczuć. Niestety. Rozum wygrał.
- A co zabronisz mi ? Nie mam ochoty na ciebie patrzeć. Rozmawiać z tobą. Dla mnie nie istniejesz... - Zaprawdę Camilla była dobrą aktorką. Potrafiła oszukać samą siebie. Obojętność z którą wymawiała te słowa byłą tak prawdziwa. Choć wydaję się to niemożliwe Andres nie uwierzył jej. Mimo tego, że wypowiedziała to z taka obojętnością. Nie uwierzył. dlaczego spytasz ? To proste. Jej oczy nie umiały kłamać. Z nich można byłoby wyczytać wszystko. Zobaczył w nich miłość. Szczerą miłość. Uśmiechnął się lekko w jej  stronę. "Mam plan.." pomyślał.
   - Camilla ktoś do ciebie ! - Dziewczyna szybko przyleciała do przedpokoju, ale gdy zobaczyła kto tam stoi żałowała, że to zrobiła.
- Możemy porozmawiać ? - Dotąd pewny siebie Andres, zadał pytanie z takim przestrachem.
- Nie ma... - Camilla już chciała wygonić "kolegę" ale zabójczy wzrok mamy szybko zmienił jej zamiary.
- Okey, choć do mnie do pokoju - I bez zbędnego zdania pociągnęła rozkojarzonego chłopaka do swojej twierdzy. Usiedli na łóżku. Żadne nie miło odwagi się odezwać. cisza trwała pełną godzinę. W końcu Camilla się przełamała.
- Więc o czyyyy- Nie dane było jej skończyć. Andres był szybszy. Pocałował ją. Tak dwunastolatek pocałował dwunastolatkę. Nie był to taki typowy "cmok" To był prawdziwy pocałunek. Pełen miłości troski. Oddała go.
   Od tej pory Camilla i Andres zostali parą. Przeżywali wiele kłótni rozstań. Trwały one dzień, dwa czasami trzy. Jednak miłość do siebie nie pozwalała im na dłuższą rozłąkę. Od tamtej pory szkolny podrywacz Andres, stał się opiekuńczym chłopakiem, a Camilla odnalazła jeszcze jedną osobę dla której była wszystkim. Oczkiem w głowie. Księżniczką...

***

No comment ;-;
To miało wyglądać inaczej